Ale że co? Tak ciągle to samo?
POWTARZALNOŚĆ w Ashtanga Jodze często uważana jest za jej najsłabszy punkt – szczególnie przez sceptyków tej metody. A w końcu to istota tej praktyki.
Każdego dnia stajemy na macie rozpoczynając sekwencję od powitań słońca, przechodząc przez pozycję stojące, siedzące, aż po kończące i relaks. Z czasem schemat się nieco zmienia, gdy sięgamy po pozycję z drugiej, a później może nawet trzeciej serii. Jednak proces odkrywania nowego trwa długo, więc – siłą rzeczy – sekwencja, choć nieco zmieniona – staje się nową rutyną. Ohhh co za nuda, prawda? Nie prawda
Mimo, że praktyka jest powtarzalna, nie ma dwóch takich samych praktyk. Odczucia są inne, tempo, ilość asan, czas trwania… wszystko zależy od tego z czym wchodzimy na matę. Praktyka się nie zmienia, my – owszem.
Powtarzalność pozwala nam na głęboką samoobserwację, swego rodzaju wgląd: Czy robię progres (np. na poziomie fizycznym)? Czy mój oddech się zmienił na przestrzeni ostatnich miesięcy? Jak praktyka wpływa na moje codzienne funkcjonowanie?
Praktykując Ashtanga Jogę zgodnie z tradycją czasem stajemy przed wyzwaniem, spotykamy się z niewygodą, a być może lękiem. Praca z tymi trudnościami (effort) z poszanowaniem swoich możliwości (ease) uczy pokory i daje narzędzia, które z czasem możemy wdrożyć do życie codziennego.
Powtarzalność to spokój. W życiu obecne są liczne zawirowania i turbulencje. Ułożona sekwencja pozwala znaleźć chwile ukojenia na macie w tym co znane i bezpieczne.
Powtarzalność prowadzi do samodzielności. Znasz choćby część sekwencji? Śmiało wchodzisz na matę i praktykujesz – podczas zajęć Mysore class w szkołach jogi na całym świecie, w domu, na wakacjach czy lotnisku.
Do tego sekwencje AY pięknie ruszają całe ciało – symetrycznie i od stóp do głów, balansują układ nerwowy i pozwalają na głęboką medytację w ruchu. Pod warunkiem że damy sobie czas i poddamy się tej powtarzalnej metodzie.
Ja tą powtarzalność bardzo sobie cenię.